czwartek, 6 czerwca 2013

Zacznij sie ruszać.

Piątek czyli piąty dzień walki o siebie. Czy jest trudno? Hmm W moim przypadku walkę mogę podzielić na dwie strefy (a nawet trzy)

Pierwsza jedzenie. Mam problem z jedzeniem co trzy godziny, a zwłaszcza z jedzeniem pierwszego posiłku tj  śniadania przed wyjściem z pracy. To dla mnie jakaś masakra i niestety chyba się nie przełamię przynajmniej jeszcze nie teraz. Postaram się zjeść śniadanie do trzech godzin od wstania z łóżka, ale to śniadanie na pewno zjem w pracy, wcześniej po prostu nie jestem głodna. Poranne jedzenie a raczej wmuszanie w siebie to dla mnie jakaś masakra. Jeśli chodzi o odstępy staram się je zachowywać ale to nie jest zegarowe jedzenie co do minuty. Poza tym dodawanie do posiłków zwłaszcza obiadów lub obiadokolacji sałaty sprawia ze jestem obżarta (dosłownie). Cieszy mnie to bardzo bo wiem ze sałatki nie utuczą mnie a nie chodzę głodna czego się obawiałam.
Walczę ze słodyczami w ciągu tych 5 dni zjadłam pasek mlecznej czekolady bez dodatków, 4 paluszki ptysiowe z cukrem poza tym rodzynki ale na to sobie pozwalam zwłaszcza jako dodatek do wmuszonego śniadania . Piłam zawsze dużo wody, więc z tym zupełnie nie mam problemu.

Druga to piwko wieczorem z moją połóweczką. W tym przypadku 100% sukces choć tydzień się jeszcze nie skończył (zbliża się weekend ). Relację z tego wyzwania w pełni zdam w poniedziałek.

Trzecia to ćwiczenia fizyczne i tutaj jest problem. Ćwiczenia to dla mnie masakra, jestem zatłuszczona, ciężko mi się schylać, bardzo szybko się męczę. Jednym słowem masakra. W poniedziałek i wtorek nie ćwiczyłam zupełnie, skupiałam się na diecie (tak sobie to tłumaczyłam). W środę zaczęłam ćwiczyć, wiedziałam ze Ewa mnie zmasakruje przez co się dobije i będę chciała się poddać więc zaczęłam od latino. Po 10 min padłam. Załamałam się.
Wczoraj postanowiłam spróbować jeszcze raz łagodniej. Tym razem wybrałam marszobieg z moim psem, stwierdziłam że jak nie dam rady biec po prostu będę szła. Udało się 2/3 wybranej trasy biegłam (nie ukrywam że był to dla mnie spory wysiłek) więc pół godziny biegu zaliczone. Do tego 50 przysiadów z wyzwania przysiadowego.  Jestem z siebie zadowolona. Wiem może to nie jest Ewa, niektórzy robią nawet dwie pod rząd, ale i tak jestem z siebie dumna. Dziś też zaplanowałam bieg z psiakiem, myślę tak pociągnąć do Niedzieli a później zmienić, tj. wydłużyć trasę.

Trzymajcie za mnie kciuki.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz