poniedziałek, 10 czerwca 2013

Podsumowanie pierwszego tygodnia

Moi kochani tydzień to tylko siedem dni a jak różnorodne jeśli chodzi o odchudzanie. Nie ukrywam było ciężko, ale trudność moich zmagań kumulowała się głównie, w mojej głowie. Czytając moje posty możecie zobaczyć ile razy się załamywałam, poddawałam, walczyłam ze sobą, upadałam i wstawałam. Niesamowite jaką batalię musimy przeprowadzić z samymi sobą.

Dziś podsumowanie, Hmm Ogólnie tydzień muszę zaliczyć do udanych i nie chodzi tu o wagę bo specjalnie się nie ważę, nie dlatego że nie chce widzieć rezultatów ale dlatego że za mało zrobiłam aby faktycznie byly a nie chcę się dołować wagą.

W tym tygodniu widzę masę innych sukcesów, które na dzień dzisiejszy są dla mnie bardzo ważne, nie wiem czy nie ważniejsze niż utrata tego jedngo czy dwóch kg.

Chodzi mi o zmiany w mojej postawie, w moim nastawieniu. Chce mi się ćwiczyć, chce mi się walczyć,  każdego następnego dnia zmagań czuję się lepiej. Oj walczę z wieloma pokusami i nie mogę powiedzieć że udało mi się w 100% je przezwyciężyć, zwłaszcza weekend dał mi w kość. Ale za mną wiele kroków milowych, ważniejszych niż zjedzona kostka czekolady, wypita cola czy zjedzone chipsy. Najważniejsze to to że zaczynam ćwiczyć.

Jestem pełna nadziei na kolejny tydzień, tryskam radością, chce mi się skakać, krzyczeć. Chcę aby ten stan trwał i trwał. Wiem ze przede mną wiele upadków, ale dziś mogę powiedzieć, że na prawdę zaczynam walkę o siebie a dowodem na to jest ostatni tydzień.

W każdym następnym dniu widzę progres i byleby tak dalej.

Pisałam wyżej o moich wpadkach, ale  pochwale się moimi sukcesami.

Po pierwsze z czego jestem szczególnie dumna że nie dałam się namówić mężowi na sobotnio - niedzielne piwko z przegryzką. Wie że się odchudzam a jednak mnie namawiał i wiecie co nie byłam daleka od złamania się, ale wytrwałam.

Po drugie ćwiczenia, mój wielki sukces, Zaczęłam zbyt mocno i oczywiście nie dałam rady, ale przy trzecim podejściu wytrwałam, zostałam przy marszobiegu, dziś mogę nazwać to bieganiem.

Jest jeszcze trzeci sukces, ale nie chcę zapeszać, napiszę o tym za kilka dni o ile wytrwam. ;)

Trochę się rozpisałam, ale roznosi mnie energia. Do zobaczenia jutro, czekam na wasze komentarze i wsparcie a czasem ochrzan. :)




3 komentarze:

  1. Gratuluję pierwszego tygodnia zmagań. Super, że zmieniasz się... Prawda, że to świetne uczucie... Trzymam kciuki za Ciebie i dopinguję Ci z całego serca...

    PS. Nie ma to jak walczyć z pokusami i to od najbliższych. Na następny raz zamiast piwa niech mąż zaoferuje Ci coś innego, co przy okazji pomoże Ci spalić trochę tłuszczyku... np. wspólny spacer ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś w tym jest ;) muszę mu chyba podpowiedzieć ten spacer.

    OdpowiedzUsuń
  3. wciągnęłam sie w ten blog jest naprawde niesamowity Twoja wewnetrzna zmiana jest powalająca! szacunek :))

    OdpowiedzUsuń