niedziela, 30 czerwca 2013

Podsumowanie dzisiejszego maratonu

Jak wiecie zapisałam się na dwu godzinny maraton ćwiczeń. Od początku wiedziałam ze dwie godziny ćwiczeń przy mojej wadze będzie bardzo ciężkie. Niestety okazały się nieosiągalne.
Przy 65 minucie (oczywiście z przerwami na odpoczynek) byłam padnięta. 
Dotrwałam do 85 minuty a dokładnie 84, 54min. Czy jestem na siebie zła. Oczywiście że nie, wręcz dumna. Patrząc na moje próby z Ewą poddaje się przy 20 minucie, więc ten czas jest super.
Mam nadzieję że nie zawiodłam pozostałych startujących w maratonie. Bardzo się starałam i jak dla mnie wygrałam.
Pozdrawiam


PS. mój aparat staną buntem więc zdjęć butów na razie nie ma.

piątek, 28 czerwca 2013

Kupiłam buty

Ta stało się mam buty do biegania. Niestety padła mi bateria w aparacie wiec nie mogę się nimi pochwalić. jutro rano kupuję nowe alkaiki i wklejam zdjęcia i opis.
Więc do jutra. PAPA

środa, 26 czerwca 2013

4 maraton treningowy blogerek

Zapisałam się na maraton treningowy. Już w tą niedzielę szalejemy, ciekawa jestem zestawu ćwiczeń jakie będą tym razem przygotowane. Szczegóły na stronce: http://mokah-blog.blogspot.com/2013/06/4-maraton-treningowy-blogerek-zapisy.html .

Osobiście lubię takie zbiorowe inicjatywy, fajnie ćwiczyć myśląc ze ktoś ćwiczy z nami. A jak ma się do tego jeszcze jakiś wspólny cel np 3000 spalonych kcal lub 24 godziny ćwiczeń (oczywiście wspólne) to już na maksa chce mi się dodać jeszcze trochę więcej minutek niż zwykle.

Mój poranny trening godz. 5:05 - 5:10 - 5 min - rozgrzewka + małe rozciąganie
                                         5:10 - 5:16:20 - 6,2min - 1 km
                                         5:16:20 - 5:22 - 5,8min - 2km
                                         5:22 - 5:35 -13min - ćwiczenia głównie rozciąganie

Cały czas staram się biegać środkiem stopy, po 2 km jestem cala mokra, mam wrażenie ze tempo jest duże jednak nie wypluwam płuc, biegnę raczej rytmicznie jednak na dzień dzisiejszy to raczej mój maks.
Muszę jeszcze poszperać za ćwiczeniami po bieganiu, na razie to takie przypadkowe wymyślone truchty i rozciągania, muszę opracować jakieś konkretne zestawy.  Może macie jakieś propozycje?

Trening

Mój dzisiejszy trening.

05:57 min - rozgrzewka
13:12 - 7,55 min - 1 km - pod wiatr
19:32 - 6,20 min - 2 km - z wiatrem

21:21 - 1,89 min - odpoczynek trucht delikatne rozciągania
27:16 - 5,95 min - ćwiczenia rozciągające

Nie mogłam pozwolić żeby wcześniejszy wpis wisiał za długo.:)

Ogólnie cały czas starałam się biegać ze środka stopy, biegnie się zupełnie inaczej. Nie wiem czy robię to poprawnie ale starałam się cały czas stawiać stopę na poduszce.

Klapa

No niestety zawaliłam dietowo na całej linii i nie chodzi tu o jednorazową wpadkę ale kilkudniowo. Najgorsze jest to ze nie biegam, wymówka oczywiście buty.

Tak sobie myślę, jak łatwo się poddać kiedy znajdzie się odpowiednią wymówkę. Oczywiście przy okazji wymówki znajdzie się masę okoliczności które potwierdzą tylko fakt że "nie mogłam", "nie dałam rady".

Kajam się dziś przed wami. Zastanawiałam się czy napisać tego posta ale chyba tego potrzebuje, potrzebuję takiego kopa w dupę i publicznego przyznania się do tego że zawaliłam.
Dziś idę do sklepu i po prostu kupuję buty do biegania, takie jakie będą. Ważne żeby z były wygodne i miały amortyzację. I jak kupię (mam nadzieję ze kupię) dziś wieczorem pobiegam. Dość leniuchowania. 

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Zapytaj specjaliste

Osoby które śledzą moje wpisy doskonale wiedzą, że nie posiadam wiedzy specjalistycznej z dziedziny biegania i pochodnych. Chcąc uniknąć wpadek i pomyłek szukam informacji o bieganiu w internecie.
Wiadomo internet jak internet, czasem trafi się na coś wartościowego, ale częściej niestety na pseudo porady pseudo fachowców.

Przeczytane w internecie teksty staram się cedzić przez grube sito porównań z innymi wpisami i publikacjami.

Buszując tak po stronach trafiłam na świetną stronkę prowadzoną przez adidasa, na której wspaniali specjaliści udzielają odpowiedzi na nurtujące nas pytania.

Możemy tam o porady dotyczące treningu zapytać  Tomka Lewandowskiego czy Julitę Kotecką. Problemy z dietą rozwiąże Katarzyna Biłous, natomiast Łukasz Wilgocki zajmie sie naszymi kontuzjami.

No nie mogłabym się z wami nie podzielić tą wiedzą :) :) Jak dla mnie to świetna sprawa. Strona znajduje się pod adresem: http://adidas.bieganie.pl

niedziela, 23 czerwca 2013

Buty do biegania - ciągłe poszukiwania

Poszukania butów ciąg dalszy, poczytałam trochę o butach Adidas Sequence Supernova 5 które zasugerowała mi Gapa prowadząca bloga pobiegane. Ogólnie super jednak cena trochę za drogie ale poszperałam w sieci i znalazłam http://www.runnersclub.pl/product-pol-13535-buty-do-biegania-damskie-ADIDAS-SUPERNOVA-SEQUENCE-4.html. Opinie o 4 i 5 są podobne a cena znacznie niższa. Poszukam ich teraz w naszych sklepach. Wolałabym je przymierzyć.

piątek, 21 czerwca 2013

Buty do biegania

Jak wiecie zastanawiam się nad kupnem butów do biegania. Przewertowałam wiele blogów i stron o bieganiu w poszukiwaniu porad.

Poszłam do  sklepu i zapytałam Panią o buty do biegania, pokazała mi trzy pary adidasa i poszła sobie ( zresztą od samego początku nie była mną zainteresowana). Wyobracałam metkę we wszystkie strony jednak wiele na niej nie pisało.
Zapytałam zatem Panią jakie te buty są tzn dla jakiej stopy, czy może neutralnej, na co Pani do mnie "nie one nie mają czegoś takiego". Zamilkłam po czym podziękowałam i wyszłam ze sklepu

Szukam zatem czegoś na stronach, może wy mi podpowiecie które buty kupić. Biegam po asfalcie i polnych ścieżkach. Noga na odcisku wodnym przypominająca platfus, waga 90kg.
Na pierwsze buty zamierzam wydać do 200zł, ze względu na wagę i podłoże szukam butów z amortyzacją.

Moje propozycje




środa, 19 czerwca 2013

Dzień przerwy

Jak czytacie w tytule dziś zrobiłam sobie dzień przerwy od biegania, po wczorajszym pobolewaniu stwierdziłam że dam nogom jeszcze trochę odpocząć.


Zabawne  w tym jest to że brakowało mi dziś rano biegania. Wkręciłam się trochę ;)

Co do zmiany ćwiczeń postanowiłam pociągnąć mój zestaw do poniedziałku i po południu spróbować Ewy, jak dam radę zrezygnuje z przysiadów na rzecz skalpela, jak nie dam rady to pozostanę nadal przy rozruchu i spróbuję znów 1 lipca.

Mam problem. Od kilku dni na moim telefonie próbuję zainstalować endomondo i niestety totalna klapa. Szkoda bo zależało mi na czymś takim. :( :( :( Czy jest wśród was jakiś spec który potrafi je uruchomić na telefonie samsung Samsung GT-S530?


wtorek, 18 czerwca 2013

Dylemat + kolejny sukces

Tak jak wczoraj pisałam tak dziś zrobiłam, czyli pobiegłam rano moją dwukilometrową trasę. Była piękna, rześka pogoda, nad łąkami unosiła się mile otulająca mgła, biegło się bardzo przyjemnie. Niestety moje piszczele troszkę dawały o sobie znać, to nie był taki ból jak 2 dni temu, ale jednak troszkę pobolewały.
Ponadto gdy dobiegłam do domu odezwała się moja kostka, musiałam jakoś felernie stanąć. Po chwili przestała boleć, ale w mojej głowie zaświeciła czerwona lampkę.

Zastanawiam się czy nie zmienić trochę treningów a mianowicie czy nie zamienić wyzwania przysiadowego na ćwiczenia z Ewą. Konkretnie na skalpel. Bieg obciąża nogi, przysiady obciążają nogi a na resztę ciała poza skłonami i skrętami po biegu oraz pompkami na ścianie nie robię nic. Sama nie wiem co zrobić. Jeszcze dwa tygodnie temu wylegiwałam się na kanapie przed telewizorem a teraz bombarduje moje nogi z każdej strony. Mocno się nad tym zastanawiam, tym bardziej że wydaje mi się, iż mogę spróbować "pokonać Ewę".
Co wy na to?


A teraz jeszcze się pochwalę, otóż dzisiaj przebiegłam całe dwa kilometry bez przerw i przystanków. Biegłam i myślałam dam radę, dam rade, jeszcze trochę i udało się. Wiem że dla 90% ćwiczących mój bieg to nie żaden bieg to ledwo trucht ( 2 km przebiegam w ok 17-20 min), ale dla mnie to nie lada wyczyn.
W przeciągu dwóch tygodni zmniejszyłam ten czas przechodząc z marszobiegu do biegu (truchtu) o całe 10 minut. I co czy to nie jest wyczyn? pewnie że jest. Dla mnie jest i tego się trzymam.

I jeszcze  moje wyzwanie przysiadowe na dzisiaj wygląda tak:


Czekam na wasze podpowiedzi dotyczące zmiany ćwiczeń.

W końcu mnie dopadło



Ból piszczeli, mówi wam to coś? Ja do tej pory nie miałam pojęcia o co chodzi aż do niedzieli. Niestety mój niedzielny bieg prawie cały okupiony był okropnym bólem piszczeli. Wróciłam obolała, moje nogi przy każdym kroku odpowiadały boleśnie.

Szczerze mówiąc przestraszyłam się i postanowiłam poszukać czegoś w skarbnicy wiedzy jaką jest Internet.

Na stronie bieganie.pl znalazłam fajny artykuł wyjaśniający przyczynę moich dolegliwości oraz pokazujący ćwiczenia, które maja podobno przynieść ulgę. Przeczytałam tam również że należy zrobić sobie przerwę w treningu. Długość przerwy  = długości dni bolesnych. W moim przypadku był to jeden dzień dlatego dziś rano zaniechałam biegania. Jutro rano wracam do porannego biegu, zobaczę czy wystarczy. Tak więc mój dzisiejszy wysiłek ograniczył się do wyzwania przysiadowego oraz pompek na ścianie.

Jeśli chodzi o wyzwanie przysiadowe dziś pokonałam 110 przysiadów. Dla mnie to masakra. Mam takie zakwasy ze hej, dziś wychodziłam z autobusu jak niepełnosprawna. Na prawdę mój ruch staram się ograniczać aby nie przeforsować mojego grubego ciała i wcale nie ćwiczę dużo. A jednak mój organizm reaguje bardzo mocno. Proszę o radę czy tak powinno być, czy przejmować się tym i robić dłuższe przerwy czy może mimo wszystko ćwiczyć? Pomóżcie, nie chcę przeforsować się bo jak później zaniemogę to znów wrócą złe nawyki i koło się po raz kolejny zamknie.

Moją zmorą są również moje ramiona, słuchajcie od dwóch tygodni staram się je rozruszać robiąc 50 pompek na ścianie 20 wzdłuż tułowia i 30 normalnych. Co to są pompki na ścianie, przecież to nic, czasem zastanawiam się czy w ogóle te pompki coś mi dają bo jak próbowałam dla sprawdzenia podnieść się na rękach na drążku to była całkowita klapa, wisiałam i ani drgnęłam w górę. Nie ma szans na zwykłe pompki na ziemi, nie podniosę się, nie ma szans. Sama nie wiem co robić aby poprawić ich działanie.

niedziela, 16 czerwca 2013

Zmierz swoja trasę

Nie posiadam profesjonalnego sprzętu do biegania, ćwiczeń i pomiarów, stwierdziłam że szkoda mi na nie pieniędzy.
Tak wiem wiem dobre buty i strój to bardzo ważna rzecz, jeśli nie najważniejsza. Jednak pamiętajcie o tym, że jestem wielorybem (choć seksownym nie powiem ;) ). Co sie do tego przyczyniło? Oczywiście dojadanie i BRAK RUCHU. Oczywista.

Stąd też moje wnioski ap-ropo sprzętu.  Pomyślałam, po co mam wydawać pieniądze (niemałe przecież) na sprzet skoro poddam się jak zwykle, ale tym razem jest inaczej dlatego postanowiła zainwestowac w buty do biegania ale o tym innym razem.

Dziś temat mierzenia długości trasy. Jak pisałam wyżej nie mam żadnego sprzętu aby zmierzyć dystans który pokonuje codziennie. Biegam trochę drogą asfaltowa, trochę ścieżkami polnymi oraz wałem rzecznym. Do tej pory po prostu liczyłam kroki. 1 krok - 1 metr. Jak się okazało nie pomyliłam się dużo a sprawdziłam to przy pomocy strony runninmap.com. Jest po prostu super. Prosta w obsłudze, można zaznaczyć sobie swoją trasę zachowując ją dla siebie lub udostępniając innym biegaczom (w mojej okolicy takowych nie ma więc trasa jest moja a szkoda).

Osoby które biegają a nie znają strony zachęcam. Fajna zabawa a przy okazji można sobie zweryfikować wyniki.

Przerwa na słodycze

Oj nie, nie myślcie że się poddałam i robię sobie wakacje od diety i ćwiczeń, nie nie nie. Daje mi to za dużo radości.

Skąd wiec tytuł posta. Otóż jak wiadomo każdy organizm jest inny a już szczególnie w przypadku kobiet daje się to zauważyć w comiesięcznych cyklach.  W moim przypadku niestety owulacja trwająca tydzień daje mi  mocno popalić. Szczególnie drugi i trzeci dzień. Niestety w te dni nie mogę sobie pozwolić na mocniejsze treningi, prawda jest taka że najlepiej jeśli przeleżałabym te dwa dni. Niestety życie nie jest takie łatwe.

Jeśli chodzi o treningi ograniczam je do całkowitego minimum, mój wczorajszy trening polegał na spacerze z psem. i oczywiście czekolada. Może nie powinnam, pewnie znajdą się tacy którzy powiedzą absolutnie ale w moim przypadku jeśli chodzi o czekoladę to raz w miesiącu po prostu jej potrzebuję i nie zamierzam tego zmieniać. Staram się słuchać swojego organizmu i nie wydaje mi się aby to odstępstwo w nie wiadomo jakim stopniu wpłynęło na moje odchudzanie. Najwyżej schudnę trochę wolniej.

A teraz na koniec moje dzisiejsze "wielkie" sukcesy.

Przebiegłam kilometr bez ustanku. W tym przypadku zdecydowanie pokonałam sama siebie. Trasa jest ta sama jak zwykle tylko jakość biegu zdecydowanie inna.

Po biegu przy skłonach dotknęłam czubkami palców ziemi. Obwód mi się nie zmienił (mierzyłam wczoraj ) jednak najwidoczniej na tyle się rozruszałam ze mi się udało. Wiem pewnie teraz większość czytających się śmieje "ale mi sukces", ale dla mnie to spory wyczyn.

Pozdrawiam trzymających kciuki.

sobota, 15 czerwca 2013

Obiecane sukcesy

Jak wspominałam w kilku poprzednich postach mam wam do przekazania (a raczej pochwalenia się :) ) informację na temat mojego ostatniego sukcesu z którego jestem bardzo bardzo dumna.

Otóż pamiętacie  jak pisałam że nie dam rady jeść rano śniadania, otóż od ponad tygodnia jem śniadanie zaraz po wstaniu.

Śniadanie. Nie wiem czy nie za dużo powiedziane ale jak dla mnie w 100% mi to wystarcza. Otóż zjadam 1/2 kubka jogurtu naturalnego z dwoma lub trzema łyżeczkami ( i tu jest różnie albo otrąb pszennych, płatków owsianych, albo zarodków pszennych, ziaren słonecznika) do tego owoce takie jak maliny lub jagody dziś np kawałeczek jabłka i rodzynki.

Zjadam taką porcję wypijam przynajmniej kubek wody (na oko bo pije z butelki)






iiiiiii





tutaj






Uwaga






UWAGA









Biegam, tak biegam codziennie rano wstaję o piątej i biegam pół godziny. Pamiętacie jak w ostatnim poście pisałam że padał deszcz jak jechałam na delegację, tego dnia też biegałam. Wróciłam mokra jak kura, nawet kierowca autobusu jak mnie zobaczył to trąbił. Dobrze że biegam z psem, mam wymówkę że muszę go wyprowadzić ;) bo powiedzieliby że zgłupiała.

Jestem z tego taka dumna, że masakra ;). I tutaj apel do wszystkich grubasów takich jak ja, którzy dopiero zaczynają i wiele razy upadają.
NIE PODDAWAJCIE SIĘ, WALCZCIE O SIEBIE , jeśli nie dajecie rady tak jak ja na początku z całym kubeczkiem jogurtu spróbujcie z połową. I nie chodzi tutaj tylko o jedzenie chodzi o każdą trudność którą musicie pokonać i myślicie że nie dacie rady. Jestem najlepszym przykładem

piątek, 14 czerwca 2013

odchudzanie w delegacji

Przez ostatnie dwa dni byłam w delegacji w Krakowie, nie była to jednak delegacja dwudniowa tylko każdego dnia jechałam na inne spotkanie.
W środę była fatalna pogoda, padał deszcz pogoda fatalna na delegacje. Przyjechałam na dworzec PKP i co, trzeba zjeść jakieś śniadanie. Łatwo powiedzieć trudniej zrobić. Znalazłam sklepik, w którym Pani zrobiła mi kanapkę taka jaką chciałam.
Zamówiłam 1/2 bagietki ziarnistej z szynką (Pani wepchała mi żółty ser choć go nie chciałam) i wszystkie warzywa jakie tylko miała dostępne.
Wsiadłam do pociągu, usiadłam w pierwszej klasie (celowo choć miałam bilet na II) i zatraciłam się w czytaniu kupionych w kiosku gazet.



Co jakiś czas zerkałam przez okno. Pogoda nie miała zamiaru się poprawić. Pod Krakowem wszedł Pan konduktor i sprawdził mi bilet, zwrócił uwagę że jadę nie w tej klasie jednak nie robił mi problemu i pozwolił zostać w przedziale. ;P :) :) :)

Szkolenie miałam w Muzeum Lotnictwa Polskiego. Nie wiem ile z was było  w tym muzeum, ja nie wiedziałam jak tam w ogóle się dostać. Niby znak jest, ale kieruje w park na którego końcu jest osiedle (notabene marzenie każdego mieszczucha). Jednym słowem zgłupiałam. Poszłam brukowaną, dziurawa dróżką obok ogrodzenia osiedlowego i o dziwo dotarłam.



Na szkoleniu byłam mile zaskoczona menu ponieważ były tam kanapeczki i sałaty, ja wzięłam sobie dwie kanapeczki z warzywami i mix sałat z  2 ćwiartkami jajka. Wszystko było pyszne. Kupioną kanapkę zjadłam dopiero po powrocie do domu. Ogólnie pierwszy dzień przetrwałam bez grzechów.

Drugiego już nie było tak łatwo, na szczęście pogoda się udała słoneczko pięknie świeciło.



Niestety przez moje niedopatrzenie kupiłam w Biedronce jogurt do picia 0%, który jak się później okazało miał ponad 600 kcal.  Na szkoleniu wypiłam tylko wodę i sok pomarańczowy bo patery były obstawione ciastkami a jak o godz 12 zaczęli wnosić placki wymknęłam się i galerii krakowskiej kupiłam sobie talerz warzyw z łyżką ryżu. Bardzo sobie tym pojadłam więc do domu wracałam zadowolona ;).


 Wychodząc z galerii natknęłam się na poukładane dziwne rzeczy typu bale drzewa, wielkie opony czy pokłady kolejowe. Dopiero patrząc na barierki zorientowałam się że chodzi o zawody, szkoda ze Kraków jest tak daleko chętnie bym je zobaczyła.


Miałam jeszcze napisać o jednej ważnej rzeczy jednak dzisiejszy post stał się chyba troszkę za długi dlatego jutro podzielę się z wami swoimi sukcesami.

wtorek, 11 czerwca 2013

Ucieczka przed gradem

 Tak tak, miałam wczoraj spotkanie bliskiego stopnia z chmurą gradową, nie martwcie się, udało mi się uciec jednak było blisko, ale od początku. Po południu po pracy wyszłam na zewnątrz aby pobiegać pod przykrywką wyprowadzania psa :) . Moim oczom ukazał się obraz brzydkiego fioletowo-granatowego nieba.  Trochę się wystraszyłam jednak stwierdziłam że przebiegnę się niedaleko, na razie nic nie grzmiało, nie wiało, więc stwierdziłam, że burza jest jeszcze daleko a może w ogóle jej nie będzie. Jak pomyślałam tak zrobiłam. Po pół godzinie wróciłam do domu, zrobiłam 70 przysiadów z wyzwania przysiadowego i usiałam pod domem zmęczona i zadowolona.

Chmura jednak nie miała zamiaru odejść, wręcz przeciwnie nacierała coraz bardziej. Sąsiad zawołał mnie żeby powiedzieć, iż w okolicy spadł bardzo duży grad i żebym zabezpieczyła samochód bo nigdy nic nie wiadomo.

Na początku uśmiechnęłam się jednak patrząc na chmurę stwierdziłam, że to nie żarty i wjechałam na ogród. W tym momencie lunęło, zdążyłam tylko zarzucić na szyby dywan i już byłam mokra, calusieńka. Jednak to dopiero początek, za chwilę chmurzysko pokazało co za niespodziankę nam niesie.

Wiało okropnie, grad niszczył wszystko, najbardziej było mi szkoda róż, które pięknie obrodziły w tym roku w pąki i tylko czekały aby je rozchylić. Dzięki Bogu nie było większych strat. Na dowód zdjęcie zrobione w trakcie gradobicia.




 A teraz przyjemniejsze rzeczy, plan wczorajszego dnia apropo zjedzonych w ok trzygodzinnych odstępach czasu posiłkach zrealizowanych.

Zjedzonych nie więcej niż 1800 kcal

W czasie pracy udało mi się zrobić sałatkę owocową, która wyglądała tak:


Była pyszna, po południu  też trzymałam się nieźle a gradobicie sprawiło że zupełni straciłam rachubę czasu i dopiero ok 20:30 zorientowałam się która godzina i ze na pewno nie czas na dojadanie przed snem.
ogólnie dzień na plus.


poniedziałek, 10 czerwca 2013

Podsumowanie pierwszego tygodnia

Moi kochani tydzień to tylko siedem dni a jak różnorodne jeśli chodzi o odchudzanie. Nie ukrywam było ciężko, ale trudność moich zmagań kumulowała się głównie, w mojej głowie. Czytając moje posty możecie zobaczyć ile razy się załamywałam, poddawałam, walczyłam ze sobą, upadałam i wstawałam. Niesamowite jaką batalię musimy przeprowadzić z samymi sobą.

Dziś podsumowanie, Hmm Ogólnie tydzień muszę zaliczyć do udanych i nie chodzi tu o wagę bo specjalnie się nie ważę, nie dlatego że nie chce widzieć rezultatów ale dlatego że za mało zrobiłam aby faktycznie byly a nie chcę się dołować wagą.

W tym tygodniu widzę masę innych sukcesów, które na dzień dzisiejszy są dla mnie bardzo ważne, nie wiem czy nie ważniejsze niż utrata tego jedngo czy dwóch kg.

Chodzi mi o zmiany w mojej postawie, w moim nastawieniu. Chce mi się ćwiczyć, chce mi się walczyć,  każdego następnego dnia zmagań czuję się lepiej. Oj walczę z wieloma pokusami i nie mogę powiedzieć że udało mi się w 100% je przezwyciężyć, zwłaszcza weekend dał mi w kość. Ale za mną wiele kroków milowych, ważniejszych niż zjedzona kostka czekolady, wypita cola czy zjedzone chipsy. Najważniejsze to to że zaczynam ćwiczyć.

Jestem pełna nadziei na kolejny tydzień, tryskam radością, chce mi się skakać, krzyczeć. Chcę aby ten stan trwał i trwał. Wiem ze przede mną wiele upadków, ale dziś mogę powiedzieć, że na prawdę zaczynam walkę o siebie a dowodem na to jest ostatni tydzień.

W każdym następnym dniu widzę progres i byleby tak dalej.

Pisałam wyżej o moich wpadkach, ale  pochwale się moimi sukcesami.

Po pierwsze z czego jestem szczególnie dumna że nie dałam się namówić mężowi na sobotnio - niedzielne piwko z przegryzką. Wie że się odchudzam a jednak mnie namawiał i wiecie co nie byłam daleka od złamania się, ale wytrwałam.

Po drugie ćwiczenia, mój wielki sukces, Zaczęłam zbyt mocno i oczywiście nie dałam rady, ale przy trzecim podejściu wytrwałam, zostałam przy marszobiegu, dziś mogę nazwać to bieganiem.

Jest jeszcze trzeci sukces, ale nie chcę zapeszać, napiszę o tym za kilka dni o ile wytrwam. ;)

Trochę się rozpisałam, ale roznosi mnie energia. Do zobaczenia jutro, czekam na wasze komentarze i wsparcie a czasem ochrzan. :)




czwartek, 6 czerwca 2013

Zacznij sie ruszać.

Piątek czyli piąty dzień walki o siebie. Czy jest trudno? Hmm W moim przypadku walkę mogę podzielić na dwie strefy (a nawet trzy)

Pierwsza jedzenie. Mam problem z jedzeniem co trzy godziny, a zwłaszcza z jedzeniem pierwszego posiłku tj  śniadania przed wyjściem z pracy. To dla mnie jakaś masakra i niestety chyba się nie przełamię przynajmniej jeszcze nie teraz. Postaram się zjeść śniadanie do trzech godzin od wstania z łóżka, ale to śniadanie na pewno zjem w pracy, wcześniej po prostu nie jestem głodna. Poranne jedzenie a raczej wmuszanie w siebie to dla mnie jakaś masakra. Jeśli chodzi o odstępy staram się je zachowywać ale to nie jest zegarowe jedzenie co do minuty. Poza tym dodawanie do posiłków zwłaszcza obiadów lub obiadokolacji sałaty sprawia ze jestem obżarta (dosłownie). Cieszy mnie to bardzo bo wiem ze sałatki nie utuczą mnie a nie chodzę głodna czego się obawiałam.
Walczę ze słodyczami w ciągu tych 5 dni zjadłam pasek mlecznej czekolady bez dodatków, 4 paluszki ptysiowe z cukrem poza tym rodzynki ale na to sobie pozwalam zwłaszcza jako dodatek do wmuszonego śniadania . Piłam zawsze dużo wody, więc z tym zupełnie nie mam problemu.

Druga to piwko wieczorem z moją połóweczką. W tym przypadku 100% sukces choć tydzień się jeszcze nie skończył (zbliża się weekend ). Relację z tego wyzwania w pełni zdam w poniedziałek.

Trzecia to ćwiczenia fizyczne i tutaj jest problem. Ćwiczenia to dla mnie masakra, jestem zatłuszczona, ciężko mi się schylać, bardzo szybko się męczę. Jednym słowem masakra. W poniedziałek i wtorek nie ćwiczyłam zupełnie, skupiałam się na diecie (tak sobie to tłumaczyłam). W środę zaczęłam ćwiczyć, wiedziałam ze Ewa mnie zmasakruje przez co się dobije i będę chciała się poddać więc zaczęłam od latino. Po 10 min padłam. Załamałam się.
Wczoraj postanowiłam spróbować jeszcze raz łagodniej. Tym razem wybrałam marszobieg z moim psem, stwierdziłam że jak nie dam rady biec po prostu będę szła. Udało się 2/3 wybranej trasy biegłam (nie ukrywam że był to dla mnie spory wysiłek) więc pół godziny biegu zaliczone. Do tego 50 przysiadów z wyzwania przysiadowego.  Jestem z siebie zadowolona. Wiem może to nie jest Ewa, niektórzy robią nawet dwie pod rząd, ale i tak jestem z siebie dumna. Dziś też zaplanowałam bieg z psiakiem, myślę tak pociągnąć do Niedzieli a później zmienić, tj. wydłużyć trasę.

Trzymajcie za mnie kciuki.


środa, 5 czerwca 2013

Za dużo

Po wczorajszym dniu jestem rozbita, zjadłam zdrowy obiad i już nie dałam rady zjeść kolacji. Jak dla mnie jedzenie co trzy godziny to za dużo, i jeszcze to śniadanie zaraz po wstaniu. Fakt moje wieczorne podjadanie w takim przypadku zostało wyeliminowane ale czuję się pełna wiec nie wiem czy to jest dobre.

Kolejny smutny, nużący dzień, dziś po pracy jadę do lekarza więc trochę zachwieje się mój plan dnia ale postaram się trzymać wytyczonych celów. Czekam do poniedziałku aby stanąć na wadze. ciekawa jestem efektów.

Moje wymiary + Śniadanie

 Ta więc przyszła pora na pokazanie siebie, nie jestem jeszcze na tyle odważna żeby wkleic zdjecie więc pomogłam sobie vitalią (którą pewnie każdy zna) i stworzyłam siebie w trójwymiarze. Do tego podam swoje wymiary.

Tak więc
Szyja - 38cm
Biceps - 36 cm
Talia - 96 cm
brzuch - 106 cm
Pupa 106cm
Udo - 64 cm
Łydka - 39 cm
Biust - 115 cm
pod biustem - 89cm

i grafika

 Oto cała ja.


Więc tak moje Panie mój problem to śniadanie. Dziś w drodze do pracy przypomniałam sobie że znów jadę bez śniadania, nie upłynęła godzina odkąd wstałam z łóżka więc zjechałam do sklepu i kupiłam sobie activie do picia ze śliwką - dużą którą wypiłam w samochodzie, więc śniadanie uważam za zaliczone. No ale prawda jest taka ze problem pozostaje. Trudno muszę walczyć o lepszą siebie w końcu może stanie się to moim nawykiem.

A jeszcze jedno apropo jedzenia mam wrażenie że teraz jem więcej niż przed dietą. Chodzę syta i wydaje mi się że ciągle jem.

wtorek, 4 czerwca 2013

Trochę pomieszany dzień

Ze względu na sprawy osobiste nie byłam dziś w pracy wiec mój plan jedzenia się trochę posypał. No ale od początku.
Pierwszy sukces  śniadanie zjadłam do godziny po wstaniu był to jogurt naturalny z zarodkami pszenicy, płatkami owsianymi pestkami słonecznika i rodzynkami. Smak no szału nie ma zjadłam to tylko dzięki rodzynkom. Później przez natłok spraw troche gorzej dopiero o 10,45 zjadłam połowę pozostałej sałatki. Po sałatce poszłam spać (nie wiem dlaczego  jestem taka zmęczona, być może to ta pogoda i ciśnienie) obudziłam się o 14 i zjadłam 16 truskawek z serkiem wiejskim z Piątnicy i trzema kromkami chleba trzy ziarna. Przede mną jeszcze obiad i kolacja na którą zjem pozostałość sałatki. Co wy na to

Pierwszy dzień pokonany

Więc ogólnie jest ok. Czuję się nieźle. Pierwszy dzień za mną. Jeśli chodzi o jedzenie wydaje mi sie ze jest ok.
 Na obiad zjadłam ryż 1/2 saszetki jajko sadzone w papryce, trzy paski papryki surówkę z cebuli i ogórków korniszonów.

Na kolacje sałatka z pozostałej połówki ryżu, 2 pomidorów, 2 łyżek surówki z ogórków która była na obiedzie, 1/2 puszki kukurydzy , 2 łyżeczek jogurtu naturalnego, kilku listków pietruszki. zjadłam 1/4 z powstałej sałatki
Czy to dużo? wydaje mi się ze nie.
A jeszcze po sałatce zjadłam kromkę z prawdziwego wiejskiego chleba pieczonego w prawdziwym piecu chlebowym na wsi z wiejskim pasztetem bez chemii.

niedziela, 2 czerwca 2013

Start

Jak pisałam wcześniej startuję 3 czerwca czyli dziś, na razie jest ok, zjadłam właśnie grahamkę z twarożkiem i pomidorem, za trzy godziny czeka na mnie jabłuszko a o 14 powtórka z  grahamki. Zastanawiam się nad obiadokolacją ale mam jeszcze czas. poszukam czegoś na fit blogach.

Obawiam się ze najgorszy będzie wieczór ale nie mogę się poddawać, tym razem muszę wygrać. Trzymajcie kciuki.